Obraz nie z tego świata. „Nie jest namalowany ręką człowieka”

Obraz nie z tego świata. „Nie jest namalowany ręką człowieka”

Dodano: 
Obraz Matki Bożej z Guadalupe
Obraz Matki Bożej z Guadalupe Źródło: Wikimedia Commons / Juan Carlos Fonseca Mata
Ten wizerunek co roku ściąga do stolicy Meksyku ok. 20 mln pielgrzymów. Sceptycy od setek lat próbują udowodnić, że to tylko dzieło sztuki, ale nie znaleziono na nim ani śladów farby, ani pozostałości po użyciu jakiejkolwiek techniki malarskiej...

Piotr Włoczyk

Jej wizerunek – widoczny w Meksyku na każdym kroku – jest właściwie nieoficjalnym godłem tego kraju. To właśnie z Matką Boża z Guadalupe na sztandarach meksykańscy księża rozpoczęli w 1810 roku bój o niepodległość. Sto lat później tutejsi katolicy wznosili ten sam sztandar w walce obronnej przed straszliwymi prześladowaniami, które spotykały ich ze strony lewicowego rządu. Potwierdzając kult, jakim otoczona jest w Ameryce Łacińskiej Matka Boża z Guadalupe, Jan Paweł II w 1999 roku ogłosił Ją patronką obu Ameryk.

- Nie sposób zrozumieć Meksyku bez poznania historii wizerunku Matki Bożej z Guadalupe. To Ona stworzyła ten naród – mówi ks. dr Eduardo Chávez, znawca historii meksykańskiego Kościoła katolickiego. Nasz rozmówca pełnił funkcję postulatora procesu kanonizacyjnego św. Juana Diego. Ten meksykański święty, kanonizowany w 2002 roku w Mexico City przez Jana Pawła II, to centralna postać tej niezwykłej historii, która zdarzyła się stolicy Meksyku blisko pięćset lat temu.

W olbrzymiej, futurystycznie wyglądającej Basílica de Santa María de Guadalupe w Mexico City, za pancerną szybą wystawiony jest obraz, który co roku ściąga z całego świata około 20 milionów pielgrzymów. Bazylika leży u podnóża wzgórza Tepeyac, będącego dla Meksykanów tym, czym dla Polaków jest Jasna Góra.

Pielgrzymi zdążający do sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe. Mexico City, 2016 rok.

Ks. dr. Eduardo Chávez rozpoczynając opowieść o cudzie z Tepeyac podkreśla, jak ważny jest kontekst historyczny, w którym doszło do tego objawienia: zaledwie dekadę wcześniej Hernán Cortés na czele garstki żołnierzy podbił potężne państwo Azteków.

- Gdy pojawili się tu Europejczycy, dla Indian był to istny koniec świata. Miejscowa ludność widziała, jak jedna po drugiej padają stare świątynie, jak konkwistadorzy mordują Indian. W tamtym okresie doszło tu też do wybuchu epidemii przywleczonej z Europy, która zabiła połowę ludności autochtonicznej. Ta plaga zmieniła mentalność Indian. Nie mieli oni nadziei na lepsze jutro, tym bardziej, że w 1530 roku doszło do trzech trzęsień ziemi. Indianie czekali tylko na czwarte trzęsienie, które według ich mitologii miało być początkiem końca ich świata – opowiada ks. dr. Eduardo Chávez. I dodaje: - Konwistadorzy byli bezlitośni – interesowało ich tylko złoto. Robili wszystko, by ograniczyć chrzczenie Indian, ponieważ ochrzczonych ludzi nie mogli wykorzystywać tak łatwo jako niewolników. Z tego powodu konkwistadorzy próbowali nawet zamordować pierwszego biskupa Meksyku Juana de Zumárragę, który starał się tu szerzyć wiarę chrześcijańską. Tamten okres to jeden wielki dramat w historii tego kraju. Biskup Zumárraga napisał wówczas do króla Hiszpanii: „jeżeli Bóg nie zainterweniuje, to ta ziemia już niedługo będzie stracona”. To, co zdarzyło się na tym wzgórzu między 9 a 12 grudnia 1531 roku na zawsze zmieniło oblicze tej ziemi – podkreśla ks. dr Eduardo Chávez.

Bazylika Matki Bożej z Guadalupe, Mexico City.

Wszystko rozpoczęło się w sobotę 9 grudnia 1531 roku. Juan Diego, 57-letni świeżo ochrzczony Indianin, jak co sobotę, szedł ze swojej wioski na katechezę do pobliskiego kościoła. Przechodząc przez wzgórze Tepeyac Juan Diego usłyszał wołanie. – To była Matka Boża, która objawiła się temu jakże prostemu człowiekowi. Poprosiła go, żeby przekazał biskupowi Meksyku Jej życzenie: Maryja chciała, by Juan de Zumárraga zbudował dla niej kościół na tym wzgórzu – opowiada ks. dr Chávez.

Juan Diego był jednym z pierwszych ochrzczonych Indian. Do chrztu, do którego doszło w 1524 roku, ten człowiek znany był pod swoim indiańskim imieniem Cuauhtlatoatzin –„Orzeł, który mówi święte rzeczy”.

Wizerunek Matki Bożej z Guadalupe

Oczywiście biskup Zumárraga nie dał wiary zapewnieniom prostego Indianina, który twierdził, że jest posłańcem Matki Bożej. Hierarcha poprosił go więc o konkretny dowód. Podczas kolejnego spotkania z Juanem Diego Maryja zgodziła się na przekazanie biskupowi dowodu. Indianin został przez Nią wysłany na szczyt wzgórza Tepeyac, z którego miał Jej przynieść w swojej tilmie – płaszczu indiańskim wykonanym z włókien agawy – bukiet kwiatów. Z racjonalnego punktu widzenia było to zadanie nie do wykonania – w grudniu w stolicy Nowej Hiszpanii (jak nazywały się wówczas te tereny) na takiej wysokości nie sposób znaleźć kwiatów. A jednak Juan Diego znalazł je i pospieszył do biskupa, aby pokazać mu dowód. Chcąc wysypać kwiaty, Juan Diego rozwinął swoją tilmę - w tym momencie wszyscy świadkowie tego wydarzenia padli na kolana (łącznie z biskupem). Na tilmie odciśnięty został bowiem wizerunek, który do dziś – blisko pięćset lat po objawieniu – można oglądać w sanktuarium. Wieść o cudownym wizerunku lotem błyskawicy rozniosła się wśród miejscowej ludności.

Juan Diego ukazuje biskupowi Zumárradze cudowny wizerunek Matki Bożej. Rycina z XVII wieku

Juan Diego zamieszkał w chacie przy nowej świątyni ufundowanej przez biskupa i opowiadał rzeszom swoich pobratymców niezwykłą historię, która wydarzyła się na tym wzgórzu. Tilma z wizerunkiem Matki Bożej okazała się w jego rękach potężnym narzędziem ewangelizacyjnym. W ciągu kolejnych ośmiu lat (do 1539 roku) nawróciło się ok. 9 mln autochtonów. - Ta fala nawróceń nie ma sobie równej w historii Kościoła. W tym obrazie zapisany był kod, który otworzył serca Indian. To wtedy narodził się Meksyk – tłumaczy ks. dr. Chávez.

Gerónimo de Mendieta, franciszkanin, który był świadkiem nawróceń Indian tymi słowami wspominał ten okres: „Na początku przychodzili w grupach po dwieście osób, potem po trzysta, cały czas przyrastając w ilości, aż osiągnęli tysiące. Niektórzy mieli za sobą dwudniową podróż, inni trzydniową (...), a jeszcze inni przychodzili nawet z dalszych miejsc. To wyzwalało podziw u tych, którzy ich widzieli. Przychodzili starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, zdrowi i chorzy. Starsi ochrzczeni przyprowadzali swoje dzieci na chrzest, a ochrzczone dzieci przyprowadzały swoich rodziców; mąż przyprowadzał swoją żonę, a żona męża. (...) W czasie chrztu wielu z nich przyjmowało ten sakrament ze łzami w oczach”.